Czym jest dla niego fotografia, co myśli o seksualności polskich miśków oraz jak wspomina wybory sprzed roku opowiada Waldemar Krysiak, Wice Mr. Bear Poland 2016.
Wkrótce przekażesz szarfę, swojemu następcy, Mr. Bear Poland 2017. Wróćmy jednak do wydarzeń sprzed roku – spodziewałeś się, że wygrasz?
Nie miałem pojęcia, kto wygra, dopóki nie zaczęły sie realne wybory, tam na sali w HaH. Wcześniej szanse poszczególnych osób można było oprzeć jedynie na podstawie facebookowej grupy Bears of Poland. Widziałem dwie opcje – że wygra Wiktor, którego poznałem kilka miesięcy przed wyborami i że ja prawdopodobnie będę miał drugie miejsce. To była wersja, którą zakładałem po komentarzach na facebooku i rozmowach z ludźmi. Drugą opcją to wygrana osoby wówczas bardzo znanej w Polsce, podróżującej, bywającej na zlotach w Polsce i…
…mówisz o Damianie?
Tak. Sądziłem również, że drugie miejsce zajmie Czarek, ponieważ otrzymywał sporo komentarzy i wiadomości prywatnych kibicujących mu. Także dopuszczałem każdą możliwość.
Każde rozwiązanie jest możliwe.
Nie było w tamtych wyborach osoby, która z góry nie miałaby szans na wygraną.
Twój występ na wyborach, gdy śpiewałeś do melodii piosenki „Er heisst Waldemar”, trzymając ręką penisa w majtkach, został określony przez wielu jako zbyt wulgarny.
Jestem pewien, że wszystkie osoby, które komentowały wkładanie ręki do majtek, od czasu do czasu same ją tam wkładają. Pokazałem wówczas to, co wydawało mi się, że większość chciałaby zobaczyć, również ta większość, która nie zrobiłaby tego samego na scenie. Mr. Bear Poland nie tylko reprezentuje społeczność miśków w Polsce i za granicą. Jest to również konkurs, który ma wyłonić osoby, które chcą i będą w stanie pokazać i zrobić więcej niż reszta osób. Oczywiście mógłbym opowiadać żarty na scenie, mógłbym zatańczyć w stroju łowickim, ale chciałem takiego występu.
Dlaczego startowałeś?
Musiałbym się cofnąć do wcześniejszych wyborów w 2014 roku, gdy misterem został Marcin. Już wtedy chciałem startować, ale nie byłem pewien, czy będę mógł. Wolałem nie zgłaszać się i marnować czas organizatorów, gdybym musiał się wycofać wcześniej. W zeszłym roku znów o tym myślałem, ale zapomniałem o terminie zgłoszeń. Przypomniał o tym Czarek, który na swoim fb napisał, że się zgłosił. Zgłosiłem się z trzech powodów.
Jakich?
Stwierdziłem, że będzie to okazja do udziału w przyjemnej imprezie, poznania fajnych osób, a po całej imprezie uda się zorganizować orgię.
Startowaliście w wyborach razem z Czarkiem. Oboje mieszkacie w Berlinie. Rozmawialiście o tym wcześniej, że będziecie startować?
To był jak najbardziej przypadek. Nie rozmawialiśmy o tym wcześniej.
Po Twojej wygranej pojawiło się wiele negatywnych komentarzy, że wygrał Niemiec, Volksdeutsch, opcja berlińska. Na Ciebie i Czarka nie chciano głosować, bo „Polak nie głosuje na Niemca”. Jak odnosisz się do takich komentarzy?
Nie mam obywatelstwa niemieckiego, ale jeżeli zostanę w Niemczech, a takie są moje plany, to będę starał się o obywatelstwo. Ważne jest jednak, kim się czujesz; jak czujesz się Polakiem i nie masz akurat paszportu polskiego, mówisz po polsku, ale czujesz się Polakiem, to dla mnie jesteś Polakiem. Kim ja jestem, żeby się z tym spierać? Jeżeli komuś się wydaje, że jestem bardziej Niemcem niż Polakiem, tylko dlatego, że mieszkam w Berlinie, niech sobie tak myśli, ja nikomu nic nie będę wyrzucał z głowy.
Są to przypadki beznadziejne, bo jeżeli ktoś uważał, że ja i Czarek jesteśmy sponsorowani przez niemiecki rząd, że jesteśmy Niemcami i zamierzamy zniszczyć polską branżę, polską scenę miśkową… to nie jestem w stanie przekonać takich osób.
Jak bardzo różni się polskie środowisko misiowe od niemieckiego?
Największą różnicą jest bardziej konserwatywne podejście do spraw seksu u Polaków. Zastanawiałem się właśnie, jaka byłaby różnica pomiędzy perwersyjnymi Polakami i perwersyjnymi Niemcami. Ja bym powiedział, że Polaka najpierw trzeba upić i wtedy on będzie robił co chciał, Niemiec z reguły nie potrzebuje tego skoku alkoholowego. Tak naprawdę w Polsce wiele osób robiłoby o wiele więcej w zakresie życia seksualnego, życia prywatnego, jeżeli by się nie bali. W Polsce nadal dla wielu wstydem jest bycie gejem, tym bardziej jeszcze miśkiem-gejem.
Plusem dla polskiego środowiska jest to, że nie zażywa się silnych narkotyków na imprezach. W Kolonii, w Berlinie bardzo popularne są narkotyki na imprezach. Zabawne na polskich imprezach jest to, że dziwnymi spojrzenia otaczani są ci, którzy idą w kierunku darkroomów. W poznańskim HaH palarnia połączona jest z darkroomem. Pamiętam jak po ogłoszeniu wyników w zeszłorocznych wyborach poszedłem w szarfie zapalić papierosa. Pierwsze co usłyszałem to „o patrzcie mister bear idzie do darkroomu”.
Jaka jest definicja bearsa, miśka?
Zastanawiałem się, jak określić miśka i za każdym razem, kiedy dochodziłem do jakiejś definicji, stwierdzałem, że znam osoby, które do tej definicji nie pasują. Stąd doszedłem do najbardziej ogólnej definicji, która łączy osoby, które mają brodę, które brody nie mają, które są owłosione lub nie. Misiek to facet, który wygląda jak chłop, czyli porządny facet, nie musi być drwal, ja bym powiedział, że musi wyglądać jak solidny facet.
Ktoś stwierdził, że misiek to stan umysłu, a nie wygląd.
Czy jeżeli uważałbym się za twinka lub kobietę, to byłbym nimi? Myślę, że nie. To jest bardzo indywidualne. Nie zależy mi w żadnym stopniu na określaniu tych granic dla wszystkich, ponieważ ludzie i tak będą ograniczali te granice sami sobie i innym, ale są moim zdaniem warunki bycia miśkiem – ktoś, kto jest chudy, nieowłosiony, mało męski – w klasycznym tego słowa znaczeniu – dla mnie prywatnie miśkiem nie jest. Wzajemnie wykluczającymi się kategoriami są też miśki i drag queen. Bycie miśkiem to mieszanka fenotypu i mentalności. Każdy przypadek jest inny. Staram się dać tutaj wyważoną i pełną odpowiedź, bo wiele było dyskusji na ten temat na grupie facebookowej Bears Of Poland. Podam przykład: czytałem ostatnio wywiad z osoba transseksualną, która do niedawna była kobietą. Na chwilę obecną posiada drugorzędne cechy płciowe mężczyzny, pierwszorzędne narządy płciowe kobiety, jest dość szczupła, nieowłosiona i ma dziewczynę. W swoim wywiadzie krytykowała non stop „bear culture”, jednocześnie uważając się za rasowego niedźwiedzia. Czy ta osoba jest miśkiem? Nie. Czy ma prawo tak uważać? Jak najbardziej.
Denerwuje mnie jedynie w takich przypadkach chęć dyktowania całej subkulturze, co ma robić. Nie chodzi tu też kompletnie o to, czy ktoś jest osobą transseksualną – kilkoro moich znajomych jest trans, ale wyglądają jak miśki i uważają się za facetów i wspierają „bear culture”. Z drugiej strony mamy osoby, które z naszą subkulturą nie mają nic wspólnego, pojawiają się nagle i mimo, że nie były na żadnym spotkaniu, nigdy nic dla BoP nie zrobiły, oskarżają o szowinizm – bo nie ma w naszym prywatnym klubie kobiet, o transfobie – ponieważ wspieramy męsko wyglądających facetów lub o bycie niebezpiecznymi. To absurd. Bycie miśkiem to pewnie stan umysłu, ale doszukiwanie się wszędzie fobii, tam gdzie ich nie ma i chęć dyktowania Stowarzyszeniu swojej własnej ideologii rodem z tumblera to odmienny stan umysłu.
Czym zajmujesz się się na co dzień?
Kończę studia na uniwersytecie w Poczdamie. Zajmuje się tam psychoneurolingwistyką, czyli w jaki sposób człowiek uczy się języka, w jaki sposób uczą się dzieci; czy proces nauki języka u dzieci różni się od nauki języka u dorosłych. Poza studiami zajmuję się fotografią.
Ale fotografia to pasja?
Pasja w dużej części realizowana za pieniądze, w zależności czy ktoś jest profesjonalnym fotografem czy nie. Profesjonalny fotograf jak spojrzymy na etymologię słowa profesjonalny pochodzi od słowa profesja, czyli od czegoś wykonywanego za pieniądze. Byłem fotografem na ślubach, imprezach, fotografowałem na prywatnych sesjach miśkowych. Najwięcej przyjemności sprawiało mi fotografowanie dla samego siebie, to co ja chcę fotografować i jak to robić.
A jaki rodzaj fotografii Cię interesuje?
Wiele osób zaczyna przygodę z fotografią, używając aparatu cyfrowego. Po roku znudził mi się ten rodzaj fotografii. Zacząłem zastanawiać się, od którego momentu człowiek staje się fotografem, na ile można pozwolić maszynie, by przejęła kontrolę.
Przez ponad 170 lat istnienia fotografii powstało ok. 8 biliardów zdjęć i 90 procent z nich w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Przy takiej liczbie zdjęć, jaka powstaje dzisiaj, trudno jest patrzeć na fotografię, która jest robiona iPhonem, klasycznym myśleniem o fotografii, jako opowieścią o uchwyconej rzeczywistości. To przypadkowa fotografia, na pstryk w telefonie. To nowy rodzaj fotografii, która mnie nie interesuje.
Cyfrowa technologia Cię nie interesuje?
Zajmuję się alternatywnymi procesami fotograficznymi, czyli fotografią analogową. Zacząłem od średniego formatu, później przeskoczyłem na mały format, kamery są mniejsze, łatwiej zabrać je ze sobą. Ale byłem zniesmaczony jakością zdjęć. Poza tym nie miałem w domu odpowiedniego skanera, który skanowałby je na bardzo dobrym poziomie, stąd przeskoczyłem na fotografię wielkoskalową.
Obecnie, jeżeli wychodzę na sesję dla siebie, to zabieram ogromny aparat, który waży ok. 3-4 kg, klisza jest większa niż moja dłoń. Każdy kawałek filmu wkładam w osobną kasetkę. Takich kaset mam 10.
Twoja metoda pracy jest piękna, ale niepraktyczna i archaiczna. Przecież profesjonalne reporterskie aparaty cyfrowe dorównują już jakością fotografii analogowej.
Jakością analogu małoformatowego tak. Klisza analogowa to jest mała plastikowa rolka, którą wszyscy wkładali do aparatu. Z tej plastikowej rolki wyciąga się film. Aparat, którego ja używam ma kliszę 16 razy większą, niż ta, która jest używana w filmach małoformatowych. Oczywiście dużo zależy od tego jakiego obiektywu się używa. Zdjęcie wielkoformatowe z takiego aparatu jest takiej jakości, że po wydrukowaniu można nim opakować np. Pałac Kultury. Fotografia analogowa nie straci na jakości, ale jestem pewien, że pewnego dnia fotografia cyfrowa będzie technicznie lepsza od fotografii analogowej. Jednak powód techniczny nie jest jedynym, dla którego zająłem się fotografią analogową.
Chodzi jeszcze o „duszę” w analogii, którą digitalizuje cyfra?
Od kilku lat zadaję sobie pytanie jak odróżnić sztukę od niesztuki. To pytanie bezsensowne, ponieważ nie ma na nie jednej odpowiedzi, ale warto jest je sobie zadawać od czasu do czasu. Większą różnicą sztuki od czegoś co ją udaje jest proces myślenia; sztuka nie powstaje bez człowieka. Istnieją, np. naturalne formacje kryształów soli, istnieją gniazda ptasie, co wyglądają jak skomplikowane domy zaprojektowane przez architekta. To procesy, które powstają bez istnienia myśli i do tego porównałbym wyciągnięcie cyfrowej kamery i cyfrowego aparatu z kieszeni i naciśnięcia klawisza. To proces, który nie wymaga żadnego myślenia co chcesz sfotografować, co chcesz opowiedzieć tą fotografią, jak potem zorganizujesz to technicznie, żeby te fotografie wyglądały dokładnie tak jak chciałeś. Fotografia analogowa zmusza do zajmowania się tymi sprawami non stop. To proces, który zmusza do myślenia i moim zdaniem odróżnia to sztukę od niesztuki.
Czym zatem jest fotografia?
To pytanie, na które myślałem, że znam odpowiedź jeszcze kilkanaście miesięcy temu, dopóki nie obejrzałem kilku wystaw fotografów, zajmujących się fotografią analogową. Są to fotografowie, którzy np. nie robią zdjęć, ale wywołują bardzo stare zdjęcia, one wtedy wyglądają, jak obrazy Kandinsky`ego, np. są to płachty kolorów. Do tych płacht są wykorzystywane materiały fotograficzne, np. filmy, które są wywoływane, utrwalane. Czym zatem jest fotografia? Trudno jest wyznaczyć obszary, gdzie fotografia miesza się z malarstwem, fotografia jest przecież tym, co określa samo słowo – malowanie światłem. Nie krytykuję fotografii cyfrowej, malowanie światłem to malowanie światłem, niezależnie czy jest to elektryczny sensor czy jest to kawałek płótna, na którym rozlało się substancję światłoczułą czy jest to klasyczna klisza. Fotografia jest to malowanie światłem, fotografia artystyczna jest to malowanie światłem z uczuciem myśli, w celu przekazania konkretnej wiadomości, czymś więcej niż tylko technicznym procesem fotografii.
Skąd wzięło się zainteresowanie fotografią?
Z reguły znajduje się stary aparat na strychu, aparat dziadka, ten już nie żyje, więc trzeba znaleźć w internecie informacje, jak się go obsługuje. U mnie to wyglądało inaczej. Na początku mieszkałem i pracowałem w Zurychu, pracowałem w hotelu i współpracownik zajmował się fotografią, miał kolekcję kamer. Podniecała go część techniczna aparatu, dla wielu osób fotografia jest aparatem przynajmniej, cyfrowe są tym co dla innych drogie samochody, zawsze trzeba mieć najlepszy model, najlepszy obiektyw. Niektóre rzeczy są substytutem penisa. W przypadku Romana tak nie było, on interesował się fotografią, penisa jak najbardziej miał, ale fotografia nie była jego substytutem. Wtedy zacząłem razem z nim robić zdjęcia, wówczas banalnym, prostym aparatem cyfrowym i tak mniej więcej po pół roku zdecydowałem, że chciałbym mieć lepszy aparat i w końcu byłem zadowolony z mojego półprofesjonalnego aparatu. Nie wiem czy to był przypadek, ale zacząłem interesować się tym, czym interesował się ktoś inny i po krótkim czasie stwierdziłem, że jest to coś, co interesuje mnie naprawdę i dlatego, że sprawia mi przyjemność.
W październiku odbędzie się Twoja pierwsza wystawa fotograficzna.
W ramach Miesiąca Fotografii w Berlinie organizuje z innym fotografem wystawę na temat czasu. On pokaże momenty, ułamki sekundy, ja zaś dłuższe odstępy czasu. W ostatnich dwóch latach pracowałem nad serią wielogodzinnych naświetleń. Są to zdjęcia krajobrazów, samego słońca poruszającego się po nieboskłonie i ludzi.
Kiedy wyjechałeś z Polski?
Pierwszy raz na dłużej, przed maturą, jak miałem 17 lat. Miałem możliwość nocowania w hotelu w Zurychu, na co się zdecydowałem i wtedy zostałem na trzy miesiące. Wróciłem do Polski na miesiąc. Mając 18 lat wyjechałem definitywnie do Szwajcarii i zostałem tam na ponad cztery lata. Zrobiłem licencjat, czyli szwajcarystykę. Skończywszy licencjat w Brnie, przeniosłem się na większy uniwersytet, do Poczdamu. Szwajcaria jest pięknym krajem, ale bardzo nudnym. Im dłużej w niej się siedzi, tym samym człowiek staje się taki jak Szwajcaria, wyidealizowanym wrakiem człowieka. W Szwajcarii nie ma co robić, jeżeli nie masz przyjaciół. Ja przyjaciół miałem, więc byłem bardzo szczęśliwy w Szwajcarii, jednak powoli zamykasz się na inne możliwości. Stajesz się tym, czym człowiek przez całe swoje życie na polskiej wsi, czyli czego nie zna, tego się nie dotknie.
Jak oceniasz swoje misterowanie z perspektywy roku? Co Ci się udało, a co nie?
Powinienem był zrobić więcej. Miałem kilka zaproszeń na różne wydarzenia np. do Kopenhagi, nie na wszystkie jednak udało mi się pojechać. Cieszę się, że pojawiłem się w kilku miejscach za granicą i w Polsce. Za największy sukces dla BoP uważam fakt, że udało mi się pokazać poza granicami kraju, że Polska nie jest drugim Iranem i to, że mamy teraz stały kontakt z miśkami np. w Niemczech i Czechach. Na szczęście mam jeszcze trochę czasu i zamierzam jeszcze podziałać.
Większość osób startowało w wyborach, żeby nabyć pewności siebie, potwierdzić przed samym sobą, że są atrakcyjni fizycznie. Często były to sytuacje świeżo po rozstaniu. Twoja sytuacja jest zupełnie inna. Co ci dały wybory?
Oczywiście jest to w jakimś stopniu egoistyczny gest potwierdzenia swojej seksualności, swojej atrakcyjności, tylko jeżeli brałbym udział tylko z tego powodu, to bałbym się, że jeśli nie będę ani na pierwszym, ani na drugim miejscu, byłbym bardzo smutny, gdybym pojechał do domu bez niczego. To najmniejszy powód.
A jaki był dominujący?
Banalnie to brzmi, ale będzie fajnie, będzie miło, że będę miał okazję poznać więcej osób. W Polsce tak naprawdę do niedawna nie znałem wiele osób z naszej branży. Poza tym jak wspominałem wcześniej – chęć dobrej zabawy oraz możliwość dobrej orgii po imprezie.
Była orgia po wyborach?
Nie było, bo Polacy są bardzo konserwatywni.